Na dwa dni przed dniem Wszystkich Świętych lubelskie cmentarze zapełniają się odwiedzającymi miejsca spoczynku zmarłych. Na wejściu czekają na nas sprzedawcy kwiatów, wiązanek, zniczy, w bramach oraz przy głównych alejach spotkamy kwestujących na rzecz odbudowy pomników, na hospicja. My zaś "biegamy" od jednego do drugiego grobu, zapalamy znicze, kładziemy kwiaty i "biegniemy" dalej. Być może trzeba będzie jeszcze pojechać na groby za miasito, być może i tam na drodze będziemy się spieszyć i przepychać.
Ta obserwacja i myśl, że nawet to święto udało nam się skomercjalizować na wszystkie możliwe sposoby pierwotnie popsuła mi nastrój, który powinien się z nim wiązać. Jednak chwilę później patrząc w zapalony znicz na grobie mojego ojca, przypomniały mi się jego słowa; aby wszystko wokół nie przysłoniło nam tego co w istocie swojej jest najważniejsze.
Wspomnijmy zmarłych i zmówmy modlitwę za nich - na zdjęciu Wypominki.
" My zaś biegamy od jednego do drugiego grobu, zapalamy znicze, kładziemy kwiaty i biegniemy dalej." - Jakie znowy "my"??? Co za durna postkomusza maniera. Czasy kolektywów już się skończyły, nie ma żadnego "my". Pisz za siebie.
OdpowiedzUsuńCóż, ja nie biegam i jakoś mi umyka komercyjny charakter święta. Może dlatego, że nie muszę biegać po tylu grobach, a zawsze jakoś zdążę wszystkich odwiedzić. I lubię sobie pospacerować wieczorem i nocą po listopadowych cmentarzach. Choć czasem może jest zbyt tłocznie...
OdpowiedzUsuńTak, to niestety prawda. Jesteśmy zagonieni, a święto powoli traci swój pierwotny charakter. Niedługo dynie postawimy na grobach, będzie Halloween.
OdpowiedzUsuńWystarczy spojrzeć jaką walkę toczą sprzedawcy. Sama widziałam dzisiaj już pozapychane parkingi i ludzi goniących z jednej części na drugą, potem w samochód i na następny. Cóż to normalne, niekiedy trzeba być w wielu miejscach, a ten pośpiech wymusza spłycenie postaw. Oczywiście: "ja nie biegam", "chyba Ty biegasz", nikt po prostu nie uderzy się w pierś. Włożyłeś kij w mrowisko. A mi się przypomina; "kto jest bez grzechu niech pierwszy rzuci kamień". Ja nie rzucę, Ty również.
OdpowiedzUsuńJa jeżdżę na mały cmentarz pod Lublinem gdzie komercja nie dotarła. Nie ma tam ani jednego sprzedawcy - wszystkie "akcesoria" dowozimy z Lublina. Mam jeszcze "swoje" groby na cmentarzu na Majdanku - niestety, jarmarczna atmosfera tego miejsca, potrącające się tłumy ludzi, kłopot z dojazdem sprawiają, że wizytę na tych grobach przekładam na inny termin...To i tak najmniej skomercjalizowane święto - nie ma nasiadówek przy stole, nie ma prezentów, nie ma wizyt.
OdpowiedzUsuńSmutna ta Wasza katolicka celebra tego święta. Smutna przez zgiełk jarmarczny.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że są i tacy jak Merlin the Magician, bo żeby coś zaistniało, trzeba to zauważać. A nie jest tak, że to co widoczne, warto dostrzegać.
A ja kocham te Nasze katolickie święta, kocham na sposób radosny i na sposób smutny. Na sposób rozbiegany i skupiony. Na rozgadany i milczący. Niekiedy mi jednak coś przeszkadza, niekiedy mam muchy w nosie, jednak szybko mi to przechodzi, nie potrafię długo się zacietrzewiać, nie potrafię trzymać w sobie do ludzi urazy. Potem jest przecież zmartwychwstanie, Gloria in exelsis deo!
OdpowiedzUsuńTak, potem jest zmartwychwstanie. Różnie nam tu podpowiada wiara. Może więc nie zakłócajmy sobą tych miejsc nienaruszalnych. W domu życia, w bet chaim, jesteśmy tylko gośćmi.
OdpowiedzUsuń