Niedaleko Szkoły Podstawowej nr 22 w Lublinie, na osiedlu Prusa odnaleźć możemy jeszcze relikty PRLu, w postaci dawnych urządzeń z placu zabaw. Ustawione były - jak widać bezpośrednio na asflacie, każdy upadek kończył się poździeranymi kolanami lub łokciami. Ale czy nam to przeszkadzało? Otóż nie. Kto się rozpłakał ten beksa i mazgaj. Poznawaliśmy więc granice nasze i oddanych nam do zabawy sprzętów. Na zdjęciu powyżej karuzela. Odważni wsiadali do niej zapierając się nogami, a silni kręcili do upadłego. Działo się.
Huśtawka dla dwóch osób - równoważnia, zrobiona z kilku rur i przeciętej opony samochodowej. Dobrze było, gdy osoby z niej korzystające były zbliżonej wagi ciała. Przy uderzeniu na dole, osoba, która była wyżej podskakiwała, trzymając się rękami, tak aby nie zostać wyrzuconą w górę niczym z katapulty.
Drabinka. Przechodzona na wszystkie sposoby. Na czworaka, pod spodem, z podwieszeniem, ale często też była miejsce spotkań, tu w wersji mniejszej, na większych zabawa była proporcjonalnie lepsza!
Zabrakło mi kilku urządzeń, być może wiecie gdzie kolejne można jeszcze w Lublinie znaleźć, z chęcią uzupełnię o te brakujące!
Cóż mogę dodać, późne lata 80te i początek lat 90tych to dla mnie i moich rówieśników okres dziecięcych zabaw na dworze. Komputery już się pojawiały, ten i ów siedział w domu przed nim, jednak zasada była taka, że wychodziliśmy na dwór jak największą grupą, na plac zabaw lub na boisko. Wracaliśmy (zazwyczaj) w jednym kawałku, zmęczeni, wybiegani i szczęśliwi. Tak było!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz