Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Kiedyś drzewa były potrzebne w Lublinie.

  
 Wzrastając w schyłkowej epoce socjalizmu jako mały dzieciak przyzwyczaiłem się do drzew na miejskich osiedlach i do szczególnej troski o nie. Mój tata oprowadząjąc mnie po os. Mickiewicza opowiadał o nim jako o modelowym przykładzie osiedla - w parku. Dzięki takiej koncepcji, człowiek nie tracił kontaktu z przyrodą, a symbioza ta oparta została na naturalnej potrzebie człowieka do współżycia z nią właśnie. 
   To tam znajdował się przemyślany i duży plac zabaw dla dzieci, wybudowano fontanienki i oczka wodne, ustawiono zdroje. Mieszkańcom zapewniono stoliki szachowe, postawiono duże ławki, mieszczące w wygodny sposób po cztery osoby. Osiedlowe alejki, jak żyły w organiźmie połączyły ze sobą każdą jego część, a ruch samochodowy wyizolowano, prowadząc go jednokierunkowymi uliczkami. Budynki mieszkalne postawiono czterokondygnacyjne, na obrzeżach stanęły wyższe bloki, lecz o interesującej bryle.
   Osiedle Mickiewicza, stało się wyjątkowe i różniło się od innych, nie było jednak jedyne. Cała dzielnica Lubelskiej Spółdzielni Mieszkaniowej starała się kopiować te wzorce. I tak os. Konopnickiej, Prusa, Piastowskie, Sienkiewicza, Słowackiego, Krasińskiego - pomimo, że postawiono na nich wysokościowce potrafiły zachować charakter osiedli przyjaznych człowiekowi, dzięki zieleni właśnie. Natomiast wąwóz LSM - Czuby zyskał funkcję wybitnie rekraacyjną, którą w dodatkowo w umiejętny sposób wzmocniono i wykorzystano.
   Tymczasem w naszym mieście drzewa stają się niemodne i następuje ich masowa wycinka. O tym i gdzie to się dzieje i dziać będzie - już wkrótce.
    
    

1 komentarz:

  1. Też boleję nad każdym wyciętym drzewem. Na os. Niepodległości (między Kaliną a Ponikwodą) jestem przyzwyczajona do zieleni, pod domem "hoduję" wróble i turkawki. Zatyka mnie na nowopowstałych blokowiskach, gdzie czuję się trochę łyso:)

    OdpowiedzUsuń