Od stosunkowo niedawna, po Lublinie "stanie w korkach" nabrało esencjonalnego znaczenia. Nierzadko przejazd 0,5 km trasy zajmuje do godziny, w czasie szczytu, czego sam doświadczyłem. Miasto zapadło na chorobę, która jeżeli nie zostanie wyleczona, grozić będzie mu rychłym zawałem.
Trudno "zwalić" winę na remonty, na studentów, na sam nie wiem co jeszcze. Przypominam sobie tylko ubiegły rok, gdy tak źle jeszcze nie było. Wprowadzony za blisko 30 mln zł. System Zarządzania Ruchem miał spowodować, że po mieście będziemy "śmigać", a "zielona fala" stanie się powszechna. Stało się przeciwnie, dodatkowo gwałtownie wzrosła liczba rejestrowanych samochodów w mieście.
Ci, którzy mogą przesiedli się na komunikację miejską i w niej spędzają czas, inny wybrali transport pieszy, jeszcze inni pomimo pogody nadal jeżdżą rowerami. Pozostali jadąc samochodem z różnych innych względów, nie mogąc zrezygnować - utknęli w korku.
W śródmieściu zdecydowano się ułatwić kierowcom parkowanie na chodnikach. Samochody mogą teraz łatwiej wdrapać się na nie gdyż wyasfaltowano podjazdy pod krawężniki - niestety przez takie działania zmniejszyły się przejścia dla pieszych, którzy przecierają oczy ze zdumienia! Oto zamiast miejsc postojowych w zatokach samochody zajmują miejsca pieszych.
Również wysocy (rangą) urzędnicy z Ratusza, zamiast świecić przykładem zajmują samochodami miejsca na chodnikach, podjeżdżając pod same wejście do Urzędu Miasta, zapewne aby się nie nachodzić z parkingu znajdującego się 25 metrów za budynkiem.
W takim razie - jak wszyscy to wszyscy; KomEko, co dzień parkuje na jednym z najbardziej obleganych chodników już o siódmej rano. Pojazd powyżej 2,5 tony upycha się w najciaśniejszym miejscu, a piesi - w większości urzędnicy miejscy idący do pracy, aby przejść zatrzymują się przepuszczając jedni - drugich. KomEko, może pora pójść po rozum do głowy?
Sami, też nie jesteśmy bez winy, ja również. Stajemy samochodem, byle jak nie licząc się z innymi, "na chwilkę", lub na "ja zaraz wracam" powodując ogólną frustrację innych użytkowników drogi, lub co gorsza chodnika. Spróbujmy być bardziej empatyczni. Takie przypadki, jak powyżej, to wcale nie są wyjątki.
I na koniec. Tęsknię do takich chodników, oddzielonych od ruchu żywopłotem. Tęsknię do ulic jednokierunkowych - uspokajających ruch, jak ta z osiedla Mickiewicza.
Uwielbiam chodzić piechotą, robię to tak często jak tylko mogę. Kocham też samochody i motoryzację. Mam auta, które do ekologicznych i małych nie należą i podobnie jak Ty czytelniku, w tym momencie zastanawiam się jak pogodzić jedno z drugim?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz